Jeden z moich kilku nabytków z katalogu 13/2012? Czarna kredka do oczu Kohl o numerze 23858 i w cenie jedynych 9,90zł (ceny katalogowej).
Czemu ją wzięłam? Po pierwsze – stosunkowo niska cena, po drugie – dość pozytywne komentarze, po trzecie – brak mojej dotychczasowej kredki :) Co mogę powiedzieć po, jak na razie, jednym dniu stosowania? Na pewno już ją polubiłam, bo bardzo lekko się nią robi kreskę i co ważne – jest ona taka, jaka chcę, żeby była. Nie za gruba i nie za cienka, bo bez problemu można kontrolować malowanie nawet wtedy, gdy nie do końca pewnie się robi kreskę. Coś więcej o plusach? Jest trwała, intensywna i raczej się nie rozmazuje (chyba, że w przypadku, gdy nasze oczka łzawią, jak u mnie, to może się zdarzyć, że się lekko rozmaże). Minusy? Nie wiem, czy uznać to za wadę, czy za zaletę, ale resztki kredki udało mi się dokładnie zmyć dopiero nad ranem, po wstaniu – choć może to i wina mojego mleczka do demakijażu? Z drugiej jednak strony to jedynie dowód na to, jest trwała, prawda? Jestem ciekawa, jak długo będzie mi ona towarzyszyć i mam nadzieję, że jak najdłużej.
Ogólne wnioski? Jestem jak najbardziej za nią i bardzo ją polecam każdej dziewczynie i kobiecie, w każdym wieku, a za tę cenę na pewno warto ją mieć.
Katalog 11 trwa już cały tydzień, a więc miałam okazję zamówić jakieś kosmetyki dla siebie, a nie tylko moich klientek – jednym z nim był pogrubiający tusz do rzęs Very Me Fat Lash, a w tym poście – recenzja tego małego cuda.
W 11stce pogrubiający tusz do rzęs Very Me Fat Lash est w znakomitej promocji, bo kosztuje tylko 7,90zł w katalogu. Zamawiając go, byłam nieco sceptyczna, bo miał wiele nieciekawych opinii i ocen, ale zaryzykowałam i z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że jest świetną maskarą, a w tej cenie – cudem. Mam nadzieję, że nie pospieszyłam się z werdyktem, ale dodam, że to jeden z lepszych tuszów, jakie miałam w życiu, a że rzęsy to dla mnie najważniejsza część mojego makijażu, to zwracam dużą uwagę na to, czym je pieszczę.
Działanie i zalety? Po pierwsze, oczywiście, pogrubia. Ale nie tylko, bo wspaniale też wydłuża rzęsy. Nie skleja ich, nie zostawia grudek i co też ważne – nie rozmazuje się i jest bardzo trwały. Użyłam go rano, około 10 godziny, a o 2 w nocy dalej trzymał się na rzęsach, jakbym nałożyła go godzinę wcześniej. Dodatkowo też mogę powiedzieć, co nieco mnie zaskoczyło, że tak jakby unosi on rzęsy. Nie jest to tak, że sprawia wrażenie, że są one sztuczne (nigdy nie stosowałam sztucznych rzęs), ale naprawdę wyglądają one niebywale. Gdybym zasugerowała się jedynie tymi złymi ocenami, nie zdobyłabym takiego cudeńka, a gorąco je polecam.
Wady? Nie wiem, czy to wada, ale doszłam do wniosku, że jak na tusze, pogrubiający tusz do rzęs Very Me Fat Lash dość długo schnie na rzęsach, co grozi jego rozmazaniem. Może dlatego wzbudzał często takie niezadowolenie u dziewczyn? A może dzięki temu też jest taki trwały. Warto więc tusz użyć naprawdę na samym końcu, kiedy jesteśmy pewne, że make up jest w pełni gotów, kiedy już niczego nie poprawiamy, bo możemy go zepsuć i Very Me Fat Lash może stracić w naszych oczach. I jeszcze jedna uwaga – tusz nie skleja rzęs tylko wtedy, gdy odpowiednio nałożymy go na szczoteczkę. Jedno zamoczenie zdecydowanie wystarczy, a dwa – trzy – to może być już za wiele i efekt może wyglądać nie za dobrze.
Dodatkowe informacje:
Jak większość maskar, ta również ma opakowanie o pojemności 8ml. Jest też bardzo szczelne – wątpię, żeby zdarzyła się sytuacja, gdy tusz się rozleje w kosmetyczce. Według mnie też fajnie dobrane kolory, tworzą ciekawy efekt. Wygląd nie jest nijaki, ma lekki charakter dzięki czerwieni i czerni. Szczoteczka jest dość giętka, ale nie za bardzo, łatwo i wygodnie tuszuje się nią rzęsy, a rączka nie wypada z dłoni – dobrze się ją trzyma.
Dodaj StronęTop Strony Rozglaszam.pl